Serię kolejnych randomowych artów czas zacząć |
Powoli zbliżał się jednak moment, w którym starcie będzie konieczne. Będą musieli opuścić dającą im bezpieczne schronienie puszczę i stawić czoła olbrzymom. Lis był przekonany, że wygrają, ale i tak denerwował się nadchodzącą walką. Poprzednio poszło im dosyć łatwo, ale to była zaledwie pierwsza przeszkoda. Teraz będzie trudniej, im dalej w kraju gigantów się znajdują, tym więcej patroli i garnizonów znajdą na swej drodze. Edgar odetchnął głęboko. Nie ma co tym się stresować. Co będzie to będzie.
# # #
- Moi drodzy, oficjalnie ogłaszam, że podróż się skończyła. Jesteśmy trzy mile od terytorium wojskowego - ogłosił Latrans, kiedy wieczorem rozbili obóz - z dniem jutrzejszym wkroczymy w ścisłe centrum imperium gigantów. Wymagam od was pełnego skupienia i poświęcenia dla sprawy. Jakieś pytania?
- Tak, jakie konkretnie zadanie mamy do wykonania jutro? - odkaszlnął generał Alberto.
- Musimy włamać się do Leśnej Twierdzy i zdobyć kamień łączący, który pozwoli nam dostać się do stolicy.
- Jaki mamy plan? - zaciekawił się Shin'Tzui.
- Sądzę, że bardzo wam się spodoba - uśmiechnął się kojot.
źródło (bo nie mam pomysłu na podpis) |
Po omówieniu taktyki, cała drużyna zebrała się do snu. Doktor Smith miał pełnić pierwszą wartę. Ognisko powoli wygasło, a doktor wsłuchał się w otaczające go dźwięki lasu nocą. Wiatr szumiący wśród liści, skrzypienie gałęzi, delikatne szelesty wydawane przez ptaki. Nad jego głową lśniły gwiazdy rzucając na drzewa srebrzysty blask. Było tu tak cicho i spokojnie, nikt nie domyśliłby się, że są otoczeni przez śmiertelnie groźnych gigantów. Doktor odetchnął głęboko zimnym, rześkim powietrzem. Rozmyślał właśnie o życiu, które za sobą zostawił, gdy nagle do jego wyczulonych uszu dotarł trzask łamanej gałęzi. John Smith zerwał się na równe łapy i zaczął rozglądać za źródłem hałasu. Wbrew jego przewidywaniom nic się nie stało.
- Może to tylko ptak - pocieszył się na głos - pewnie mi się zdawało.
- Niestety ci się nie zdawało - z krzaków rozległ się zachrypnięty głos.
- Kim jesteś? - Doktor był gotów w każdej chwili obudzić resztę drużyny.
Zamiast odpowiedzi ujrzał postać rycerza odzianego w granatową zbroję, który wychylił się z zarośli. Ostrożnie stawiając kroki, jakby nie był pewien otaczającego go podłoża.
- Alarm! Mamy intruza! - Doktor krzyknął z całych sił natychmiast budząc towarzyszy.
- Do broni! - Latrans zareagował najszybciej, łapiąc swój miecz.
Shin i Edgar natychmiastowo utworzyli formację obronną. Generał Alberto z trudem wstał z posłania i chwycił swą szablę. W ciągu kilku sekund drużyna była przygotowana na każdą ewentualność.
- Uspokójcie się moi drodzy, nie przyszedłem z wami walczyć - odparł rycerz.
- W takim razie po co tu jesteś? - zapytał czujnie kojot.
- Przyszedłem wam zaproponować sojusz.
Fantasy arty - uwielbiam |
- Nie potrzebujemy twojej pomocy, to nas bogowie wybrali do tej misji - zdecydowanie odparł Alberto.
- Czyżby? - w glosie rycerza, zabrzmiała nutka samozadowolenia.
W tym momencie zza jego pleców wychyliło się 5 gigantów. Cała drużyna zamarła i wstrzymała oddech. Zostali zdradzeni. Ich przewagą był spryt i element zaskoczenia, ale we frontalnej walce szanse drastycznie spadały.
- Dalej, nie poddajemy się! - głos Latransa przywrócił wszystkich do rzeczywistości.
I rozpoczęła się walka między ssakami, a gigantami, nie pierwsza i z pewnością nie ostatnia. Shin'Tzui wraz z Edgarem tworzyli zgrany duet. Mnich wykorzystywał pełnię swoich umiejętności nabytych w klasztorze Zooolin, by zająć wroga walką, a młody lis w tym czasie dokańczał dzieła nieczystym ciosem w plecy. Latrans z sukcesem powstrzymywał dwóch nacierających olbrzymów, walczył jakby goniła go armia piekielna, jego miecz błyskał i kąsał jak błyskawica. Niestety pozostałym nie szło już tak dobrze. Stary generał Alberto z trudem fechtował i unikał ataków, jego podeszły wiek dawał o sobie znać, a Doktor Smith nawet nie miał broni. Sytuacja nie wyglądała korzystnie. W pewnym momencie, maczuga jednego z olbrzymów dosięgnęła Shina, odrzucając go z impetem na bok. Doktor został przygwożdżony do drzewa, a generał ugiął się pod naporem ciosów. Jeszcze moment, a drużyna zostałaby pokonana, ale w tym momencie rycerz do tej pory stojący pod drzewem włączył się do walki. A zbroja jego lśniła w świetle gwiazd, jak okruch kosmosu i jego miecz bezbłędnie trafiał w czułe punkty olbrzymów. Taniec śmierci, tak majestatyczny, a zarazem przerażający. Po chwili na polanie zostało pięć drgających ciał. Rycerz wytarł ostrze o trawę. Podszedł do Latransa i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Nadal nie potrzebujecie mojej pomocy?
Wilkeł wersja gigant |
Tam da ra dam! Kolejna część Mitologii za nami, sorry, że tak późno, ale przynajmniej dzień właściwy. Jak zwykle mam nadzieję, że wam się podobało. Zachęcam do komentowania. Jeszcze tylko 4 posty i kończymy ten dłuuugi mit, a co będzie później? Zobaczymy. Liczę, że będzie jeszcze lepiej. Pozdrawiam i życzę miłego dnia wszystkim czytelnikom. Baj, baj!
*komentu, komentu*
OdpowiedzUsuńMitologii nie należy komentować - ją należy doceniać.
OdpowiedzUsuńKurczę, muszę sobie jeszcze raz przeczytać tę serię, bo czasami nie ogarniam, co się dzieje. :-P
OdpowiedzUsuń