mnie nie widać! yay!

niedziela, 23 lipca 2017

Mitologia Zwierzogrodu #14: Nadchodzi burza

Minas Tirith Yey!
Niespodzianka! Mitologia w niedzielę. Wiem, że nie powinienem, ale wciąż jestem pozbawiony możliwości porządnego pisania, (na szczęście już niedługo) a mity wymyśla mi się najprzyjemniej i najłatwiej ze wszystkich postów. Możecie się za to spodziewać, że we wtorek będzie inny artykuł. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam!

Nadeszła w końcu pora by stawić czoła Twierdzy Krańca, groźnie wyrastającej spośród ostrych jak miecze czarnych skał. Kunszt architektoniczny z jakim wzniesiono budowlę był oszołamiający. Lśniące marmurowe mury wraz ze strzelistymi wieżami sięgającymi nieba pokazywały dobitnie potęgę olbrzymów. Srebrne dachy, złote wrota twierdza musiała kosztować fortunę. Latrans stał na wzgórzu dumnie wpatrując się w ich cel. Kolejne poziomy otoczone były coraz lepszymi murami. Wszędzie dostrzegał niewielkie z tej odległości sylwetki strażników. Odwrócił się do stojących za nim towarzyszy. 
- I co sądzicie, damy radę? - zapytał. 
- Twierdza jest nie do zdobycia, zbyt mocno pilnowana, dostanie się tam jest niewykonalne - odezwał się stary generał - To co kiedy zaczynamy? - dodał z uśmiechem. 
- Pamiętajcie to nie jest zabawa, robimy to dla naszego świata i dla naszych bogów, bo najlepiej się do tego nadajemy. O naszej misji zależy bardzo wiele, więc dajcie z siebie wszystko. Postarajcie się, żeby w pieśniach nie uczczono naszej chwalebnej śmierci - przypomniał kojot. 
- Każdy zna plan? - zapytał Doktor Smith,  odpowiedziało mu potakujące kiwanie głowami.
- No to do dzieła - Latrans wyszczerzył zęby.

# # #

Ulthar Czwarty siedział w sali tronowej Twierdzy Krańca, jako zwierzchnik tutejszego garnizonu zajął najbardziej wystawne pomieszczenie. Od zawsze był próżny i skupiony wyłącznie na swojej karierze. Kiedy przydzielili go tutaj czuł, że spełniły się marzenia. Usłyszał nagle alarmowe trąby rozlegające się na zewnątrz. Do sali wbiegł zdyszany wartownik bramy północnej. 
- Panie! Dwójka ssaków z Aniamalii na terenie, proszą o rozmowę - wydusił z siebie. 
- Zabić ich! - ryknął Ulthar, nie znosił problemów z intruzami. Nie rozumiał jak można było być tak głupim by tu przychodzić. 
- Mówią, że są wysłannikami bogów i jak nie posłuchamy to zmiotą z powierzchni ziemi  - szybko powiedział wartownik. 
Ulthar poczuł, że wnętrzności skręca mu strach , jeszcze nigdy na swojej służbie nie musiał się mierzyć z tak oficjalnymi kłopotami. Jeśli mu się nie uda najpewniej zginie, acz jeśli dobrze to rozegra ma szansę na awans. 
- Prowadź mnie tam - zarządził. 

Kto nie lubi Władcy Pierścieni?
 Shin przekradał się cicho między cieniami rzucanymi przez budynki wewnątrz Twierdzy, wyciszył się wewnętrznie używając skomplikowanych ćwiczeń, których nauczył się w Klasztorze. Jego zwykle czułe zmysły wyostrzyły się jeszcze bardziej. Zastrzygł uszami kiedy dotarł do niego cichy dźwięk kroków. Prześlizgnął się błyskawicznie do pobliskiej wnęki w ścianie. Wstrzymał oddech, podkulił ogon i pozwolił strażnikowi przejść obok. Olbrzym minął go zaledwie o kilka kroków. Jak na "elitarny garnizon" wartownicy byli słabo wyszkoleni. Giganci nie spodziewali się, że ich twierdza może w ogóle zostać zaatakowana. Wraz z upływem lat uznali, że zabezpieczenia powstrzymają każdą armię. Poniekąd mieli rację, z tym że on i jego towarzysze ewidentnie nie byli armią. Rozkoszował się tym osiągnięciem, dostał się na teren największych wrogów ssaków i poruszał się po nim nie zauważony. Czas na świętowanie przyjdzie jednak później. Teraz pora wykonać swoją część zadania. Przypomniał sobie wskazówki starego generała, był już niedaleko. Trzeci Krąg, średni budynek po lewej stronie bramy w cichym zaułku, złote wrota z grawerunkiem wodospadu. Mnich spojrzał na wprost siebie. To tutaj. Drzwi do środka były pilnowane przez tylko jednego strażnika w pełnej zbroi. Shin wyszedł z uliczki, w której się chował. Strażnik skoczył na równe łapy, kiedy tylko go zobaczył. 
- Kim jesteś? Jak się tu dostałeś? - zawołał dudniącym głosem. 
- Mnich Shin'Tzui z Klasztoru Zooolin, wszedłem przez bramę wschodnią kiedy połowa garnizonu pobiegła oglądać moich dwóch kolegów - mnich ukłonił się. 
- Zostaniesz zgładzony a twe kości pożre Wielki Demon! - strażnik wyciągnął swą maczugę. 
- Niech uważa żeby się nie udławił - na pysku Shina pojawił się kpiący uśmieszek. 
Szybko się wyciszył i przygotował na nieuniknioną szarżę przeciwnika. Zmrużył oczy i wpatrzył się lewą stopę olbrzyma. Nawet nie zauważył kiedy jego ogon począł kołysać się w rytm oddechu. Nagle zauważył drgnięcie nogi strażnika. Uskoczył na bok idealnie unikając spadającej z miażdżącą siła maczugi. Uderzenie roztrzaskało kamienne płyty placu. Olbrzym podniósł broń i począł zbliżać się tym razem ostrożnie. Shin stał nieruchomo czekając na ruch wroga. Kiedy ujrzał delikatne przekręcenie dłoni był już przygotowany na nadchodzący poziomy zamach. Wyskoczył wysoko ponad morderczą głownie maczugi. Przez chwilę unosił się w powietrzu wolny od grawitacji jak ptak. Podkulił łapy i opadając z całej siły kopnął nimi w hełm przeciwnika. Legendarny wykop orła zmiażdżył przednią część osłony pyska, ogłuszając olbrzyma. Mnich powoli podszedł do budynku będące jego celem i wszedł do środka. Był na miejscu i teraz czekał na sygnał. 

Randomowa Twierdza mode activated
 Edgar odetchnął głęboko. Na tej wysokości powietrze było cudownie orzeźwiające. Wręcz czuł kropelki krystalicznie czystej wody osiadające mu na futrze. Okrył się szczelniej brązowym płaszczem. Stał właśnie wysoko na dachach Twierdzy Krańca, a pod sobą daleko w dole widział zbierający się na murach tłumach. Tutaj nie musiał się obawiać zauważenia przez strażników. Nikomu nie przyszło do głowy by kontrolować dachy. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu w nie do końca legalnych zajęciach wspinał się doskonale. Kto by się spodziewał, że umiejętności służące do przywłaszczania sobie cudzej własności posłużą teraz do ratowania świata. Wiatr szarpał poły jego płaszcza kiedy Edgar ostrożnie stąpał po wąskiej krawędzi dachu. Przeskoczył na sąsiedni budynek i ujrzał przed sobą wysoką wieżę zakończoną szpiczastym lśniącym dachem. Teraz musiał się tam tylko wspiąć. Wyjął spod płaszcza dwa haki wspinaczkowe, które poprzedniego dnia załatwił na targu w Decem. Zaczepił je o nierówności w fasadzie i rozpoczął żmudną drogę na szczyt. Poruszał się w ślimaczym tempie najpierw sprawdzając stabilność każdego kolejnego zaczepu. Miał szczęście, że mury wieży od dawna nie były naprawiane i powstały w nich szczeliny pozwalające na skuteczną wspinaczkę. Kiedy spojrzał w dół, poczuł dziwne uspokojenie. Twierdza Krańca była piękna, rozciągał się stąd cudowny widok na ziemie Animalii, widział czarne plamy miast północnych, niebieskie wstążki Rzek Przeznaczenia, zielone przestrzenie lasów i wzgórz, granicę wiecznego śniegu oraz dalekie łańcuchy gór kretów. Nie wiedział czy misja im się powiedzie, ale był pewien jednego ujrzał jeden z najwspanialszych widoków całego świata i nie miał zamiaru tego nigdy żałować. Wrócił do przerwanego zaczepiania haków. W końcu dotarł do najwyższego okna, na którego ramie wyrzeźbione były całe gwiazdozbiory. Niewielu wiedziało, że Twierdza Krańca została zbudowana przez dawne ludy ssaków z pomocą bogów. Dopiero po wojnie z NIM i zawarciu pokoju z gigantami została przekazana im we władanie jako symbol dobrej woli. Edgar wskoczył zwinnie do środka i zamarł z przerażenia widząc przed sobą plecy olbrzyma w czarnych szatach. Po chwili jednak szok przeszedł, Edgar zastanawiał się co robić. Inny pewnie wyzwaliby strażnika na oficjalny pojedynek, ale to nie był jego styl. Bo w końcu po co się narażać. Lis wyciągnął spod płaszcza krótki, wyważony nóż i szybkim ruchem podciął ścięgno olbrzyma. Kiedy ten z hukiem padł na kolano błyskawicznie poderżnął mu gardło. 
- Tak to się robi w moim fachu - mruknął pod nosem. 
Dotarł wreszcie do komnaty z grawerunkiem słońca, która była jego celem. Był na miejscu i  teraz czekał na sygnał.  

Fajna chata
 Doktor Smith wędrował sobie spokojnie ulicami Twierdzy Krańca. Wszystko było opustoszałe, opracował specjalną drogę unikającą straży. Studiując książki dotyczące twierdzy i przeglądając mapy potrafił wywnioskować zachowanie straży w razie pojawienia się ważnego gościa, którego teraz udawał Latrans. Wiedział gdzie zostaną żołnierze, a które posterunki będą opuszczone, dzięki temu mógł dostać się do celu nie napotykając nikogo po drodze. Szedł powoli podziwiając cudowną architekturę jaką był otoczony. Zwiedzenie Twierdzy od zawsze było jego marzeniem, a teraz wreszcie mógł je spełnić. Musiał jednak skupić się na zadaniu. Dotarł wreszcie do niewielkiego budynku w kształcie kopuły. Wszedł do środka i ujrzał pełną dźwigni i zębatek skrzynię. Był na miejscu i teraz czekał na sygnał. 

# # #

Latrans stał wyprostowany na przeciw złotej bramy.  Nad sobą widział zgromadzonych na murach olbrzymów. Było ich wielu, zbyt wielu gdyby jego plan się nie powiódł. Groźne szeregi wojowników w zbrojach. Odwieczni wrogowie ssaków. Cała armia olbrzymów, a on miał ze sobą tylko generała Alberta. W końcu wśród gigantów na górze pojawił się naczelnik Twierdzy. W czarnej zbroi i rubinowym płaszczu wyglądał groźnie i dostojnie zarazem. Podszedł do samego krańca murów i wyzywająco spojrzał na kojota. Latrans przełknął ślinę, pora zacząć przedstawienie. 
- Jestem Latrans, największy z magów Animalii, wysłali mnie bogowie, którzy nie są zadowoleni poczynaniem olbrzymów. Przyszedłem was ostrzec, że jeśli dalej tak pójdzie rozpocznie się wojna większa niż cokolwiek co widzieliście i obiecuję wam, że tę wojnę przegracie. Żądam więc, jeśli nie chcecie nas bardziej rozgniewać, żebyście przekazali w nasze łapy mapę wojskową państwa olbrzymów - rzekł kojot tak dostojnie jak tylko potrafił. 
- Wojnę wygramy my! Naród olbrzymów jest potężniejszy niż myślicie. Nigdy nie oddamy wam mapy - ryknął głośno Ulthar. 
- Czy mam was do tego zmusić? - Latrans zmrużył oczy. 
- Niby jak? - zaśmiał się olbrzym. 
- Jestem magiem mogę znieść was z powierzchni ziemi jednym słowem, a oto co potrafię! - krzyknął kojot. Pstryknął palcami i generał Alberto zadął w róg, który znaleźli gdzieś w mieście. Przeszywający powietrze sygnał odbił się echem po całej Twierdzy. 

# # #

Kiedy Shin usłyszał róg wiedział, że przyszła pora na niego. Odkręcił główny zawór kontrolujący przepływ podziemnej rzeki przez Twierdzę. Zblokował jej ujście poza murami i nagle z każdej studni na terenie bazy wojskowej olbrzymów trysnęły potężne strumienie rwącej wody. Ulice w ciągu kilku sekund zmieniły się w potoki. 

Piękne zamki
- Potrafię sprowadzić powódź i zalać całe wasze armie, czy to was przekona? - Latrans z dumą obserwował płynącą wodę. 
- Nigdy! Olbrzymy nie boją się wody! - wódz garnizonu stawał się coraz bardziej wściekły. 
- W takim razie patrzcie na to! - krzyknął kojot i generał zadął w róg dwa razy. 

# # #

Doktor usłyszał sygnał, który zadudnił mu w uszach. Nauczył się już obsługi maszyny otwierającej wrota i mógł wykonać swoje zadanie. Przekręcił odpowiednie mechanizmy i pociągnął za główną dźwignię. Wszystkie bramy znajdujące się w Twierdzy poczęły się ze skrzypieniem otwierać. Ukazując drogę do wnętrza. 

# # #

- Potrafię otworzyć bramy waszej niezdobytej twierdzy jednym słowem, czy to was przekona? - Latrans patrzył na otwierające się przed nim wrota. 
- Nigdy! I tak wygramy w wojnie, więc bramy nam niepotrzebne! - zawołał Ulthar.
- Sądzę, że to was przekona - powiedział cicho kojot i róg zagrał trzy razy. 

# # #

Edgar po usłyszeniu sygnały chwycił za czerwony, błyszczący klejnot leżący na podwyższeniu na środku pomieszczenia. Mimo, że jego powierzchnia naraz paliła i mroziła mu skórę i futro, nie puszczał go. Czuł przeszywający ból w łapach, ale dotarł do okna i z całej siły cisnął kryształ w dół. Gigantyczny wybuch wstrząsnął wieżą. Oślepiające światło czerwone światło sprawiło, że cała Twierdza wyglądała jak skąpana we krwi. 

# # #

- Zniszczyłem wasz cenny klejnot Duszy jednym pstryknięciem, czy to was przekona? - zapytał Latrans uśmiechając się na widok zniszczeń wyrządzonych przez wybuch. Zszokowana twarz wodza olbrzymów dostarczyła mu wszystkich informacji. Udało im się, dostaną mapę. Kojot chciał z radości skakać pod samo niebo. Wygrali pierwszą potyczkę. Pokonali niezdobytą Twierdzę Krańca, dzięki sile współpracy i odrobinie aktorstwa. Potem może być tylko łatwiej. 

Tym artem kończymy dzisiejszy zestaw kozackich budowli xD
Lekko pijany szop wracał właśnie do domu po ciężkim wieczorze spędzonym w gospodzie. Było zimno jak to zwykle bywa w Decem. Ogrzewał sobie łapy pocierając je o siebie. Wtem usłyszał za sobą cztery stuknięcia, zignorował to rozmyślając co oznaczał ten wybuch w Twierdzy Krańca, przed kilkoma godzinami. Wiedział, że jacyś podróżni wyruszyli tam ostatnio. Kupili u niego parę drobnostek. Miał nadzieję tylko, że to nie będą żadne kłopoty. Wtem usłyszał syknięcie za plecami.
- Twoje kłopoty kończą się tu i teraz - szepnął ktoś. Szop ze zdziwieniem odkrył jego głowa nie przylega już do ciała. A potem była dla  niego już tylko ciemność. Okuty w granatową zbroję rycerz przestąpił nad ciałem. Wydawał się wręcz zadowolony. 
- No jestem pod wrażeniem. Twierdza Krańca - powiedział do siebie. 

Uff, na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Jeden z dłuższych odcinków. Wolicie takie czy jednak mam się mocno nie rozpisywać? Zachęcam oczywiście do komentowania. Jeśli wszystko technicznie zadziałało to powinna być również w poście muzyczka ala Cichy. Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego dnia. Ku chwale Rarity! i Władcy Pierścieni. 

3 komentarze: