mnie nie widać! yay!

wtorek, 23 maja 2017

Mitologia Zwierzogrodu #5: Odrodzenie

Ciąg dalszy niezwiązanych z tematem artów
I kiedy trwała ta bitwa nad bitwy, lęk wkradł się w serca ssaków, gdyż nie wiedziały czy dożyją kolejnego wschodu słońca. Nie wiedziały, czy bogowie dadzą radę ich obronić. Ujrzały bowiem zagładę ptaków spopielonych w locie oraz zagładę ryb uduszonych w wyschniętych korytach rzek. I bały się zarówno ofiary jak i drapieżcy.

A ponad nimi bogowie wykorzystywali cały swój nadzwierzęcy potencjał, by odeprzeć wroga, a była to walka zacięta i groźna tak samo jak wojna z olbrzymami. ON za to stał i przypatrywał się, bo nie chciał marnować swej mocy. Patrzył jak zastępy prowadzone przez X raz za razem szturmują twierdzę bogów - Zoodgard. Starcie było wyrównane, ale zderzenie tak potężnych mocy miało swoje efekty, które odczuli niewinni mieszkańcy Czwartego Świata. Całe ekosystemy ginęły od natężenia zawirowań energetycznych, lasy płonęły, góry się waliły, a powietrze zatruło się Pustką przybyłą przez szczelinę w niebie. Było coraz gorzej, a bogowie nic nie mogli zrobić. Ani Zoodyn ze swą bezbrzeżną wiedzą, ani potężny Skenilop nie potrafili odmienić biegu wydarzeń. 

X
 A w tym czasie, głęboko w podziemnych jaskiniach, gdzie zwierzęta miały swoje kryjówki młody wilk przeżywał prawdziwy koszmar, nie znosił takich małych, ciasnych przestrzeni. Wzdrygał się i kulił przy każdym mocniejszym wstrząsie. Walki trwały już od wielu dni i pod ziemią zorganizowały się małe społeczności. On jak zwykle miał pecha, trafił na najbardziej nietolerancyjnych sąsiadów, którzy mimo złej sytuacji nie potrafili mu zaufać. Żył tak dzień po dniu, zaszczuty, przerażony i poniżany. I wtedy, pewnego razu córka króliczej rodziny mieszkającej koło niego wybiegła na powierzchnię, a wiadomo było, że kto wyjdzie ze schronień już nie wróci. I wilk pierwszy raz poczuł coś więcej, głębokie uczucie rozpalające mu serce. Chciał pomóc, chciał się na coś przydać, chciał pokazać, że jest godny zaufania, chciał ją uratować. Więc pobiegł przez korytarze jak strzała, wybiegł na spaloną od magii nagą ziemię i zapłakał, gdyż zobaczył ciała, setki ciał zwierząt które nie schroniły się na czas, które dopadły śmiercionośne moce bogów i JEGO armii. Bezgraniczny żal wlał się w duszę wilka, a on upadł na ziemię i leżał tak długimi minutami. A kiedy wstał już wiedział co ma zrobić. Był wręcz pewien co musi zrobić.

Nie wiem co to, ale pikne
-Dosyć! - wrzasnął używając całego swego żalu jako katalizatora i wyładowując gniew, jego głos poniósł się nad pustkowiem i dotarł do walczących, którzy pojawili się przed nim w całej okazałości - Patrzcie co żeście uczynili, Ty przybyszu znikąd, twierdzisz, że chcesz postępu, ale postęp przynosi korzyści, a nie śmierć i zniszczenie, a wy bogowie, którzy mianujecie się obrońcami życia właśnie je depczecie. Tyle strachu, bólu i rozpaczy, przez wasze nieistotne potyczki. 

Bogowie popatrzyli po sobie wiedząc, że źle uczynili i popełnili błąd, z kolei ON z szyderczym uśmiechem stał niewzruszony.

- Właściwie chętnie skończę ten cyrk i zniszczę ten świat raz na zawsze - rzekł w końcu.
- Nie. - odpowiedział wilk.
- Niby ty chcesz mnie powstrzymać? - zaśmiał się ON. 
- Tak ja.
- A jak jeśli łaska wiedzieć, chcesz pokonać mnie, niszczyciela światów? - dopytywał.
- Mam dosyć tego przytłaczającego smutku, zmusiłeś nas do życia pod ziemią w nieustannym poczuciu zagrożenia, zniszczyłeś piękną naturę na powierzchni, skaziłeś ten świat. Więc teraz wrócisz skąd przybyłeś. 
- Bogowie nie dali ze mną rady, co więc masz ty? - JEGO oczy wręcz płonęły.
- Mam pasję, mam marzenia, mam nadzieję, mam miłość i mam jedno życie, czyli wszystko czego nie mają bogowie, a to w połączeniu z malutką cząstką boskości ukrytą głęboko w kązdym żywym stworzeniu wystarcza, by przywołać gniew Świata.
- Te brednie mnie nudzą, X przygotuj armię do ostatecznego ataku - ziewnął ON, wyraźnie był jednak zaniepokojony. 
- Być może jesteś potężny i niesamowity, być może podróżujesz między światami, ale nawet ty nie oprzesz się naturze - spokojnie rzekł wilk.
- To ja jestem naturą! - wściekł się jak jeszcze nigdy ON.
- Być może gdzie indziej tak, ale nie tutaj - nieśmiało uśmiechnął się wilk. 

I wtedy uniósł łapy w górę i krzyknął - Ja, Wilhelm Kieł, syn Alberta Kła, poświęcam swoje życie, swoją przyszłość i swoją duszę, by przywołać opiekuna tego świata, by przywołać Merego. 

Bo Mere był sercem wszelkiego istnienia, a wszelkie istnienie było jego potomstwem. I obudziła się energia drzemiąca od czasów wojny z olbrzymami, pradawna energia natury. A Wilhelm rozbłysł jako katalizator tej magii i przez niego przemówił boski Mere. A głos jego był głosem wszystkich cierpiących stworzeń, wszystkich spalonych drzew, każdej skały i każdej chmury. Głos jego był głosem tego świata i nawet ON nie mógł go kwestionować. I rzekł Mere ino cztery słowa: "Precz z ziemi mej"

To może być Mere w boskiej, energetycznej formie
I w miejscu szczeliny pojawił się wir, i zastępy wroga poczęły być wciągane ze straszliwą siłą do jego wnętrza, nie mając czasu na użycie magii, zaskoczone, z wrzaskiem znikały w otchłani, wracały do domu. A ON ryknął z wściekłości.
- To pierwszy i ostatni to raz kiedy ponoszę klęskę, ale nie wybaczę wam tego, przejście zostanie zamknięte przez setki, tysiące lat, ale dla mnie czas nie ma znaczenia. A kiedy będą powozy magiczne bez napędu i domostwa pod niebo, i kiedy tysiące tysięcy ssaków będą mieszkać w jednej wielkiej wiosce zwanej metropolią, i kiedy królik i lis zostaną prawa stróżami wtedy powrócę. Z początku niezauważenie jako złość zwierzęca, potem wtargnę tu z moimi dziećmi pustki i nie obroni tego świat nic. 
A kiedy skończył mówić również zniknął w szczelinie, a ona zamknęła się na wieki wieków. Wtedy życie poczęło się odradzać. Boska energia Merego naprawiała błędy, a kierował nią młody wilk. I drzewa odrosły w okamgnieniu, i źródła wypełniły się wodą, a część ryb powstała, i jaskinie na powrót zrobiły się przestronne i wypuściły schronione zwierzęta, i słońce wyszło, a ciemność zniknęła, i pojawiło się niebieskie niebo. Czwarty Świat rozpoczął gojenie ran i kiedy proces wstępny się zakończył, świadomość Merego na powrót została uśpiona. A Wilhelm odszedł, odszedł, gdyż nikt nie może wytrzymać przepływu energii wręcz nad-boskiej istoty. A bogowie zmienili ciało wilka w kamień i po dziś dzień stoi ono na dziedzińcu Zoodgardu, by przypominać o tym, który uratował świat, mimo, że świat nie uratowałby jego. 

Naprawdę nie wiem skąd to nawiązanie do Doktora się wzięło... Na serio!

I to tyle, tym razem nie mam nic do dodania.
Mam nadzieję, że się podobało.
Miłego dnia życzę.
Ku chwale Rarity! i Doktora :)
 

2 komentarze:

  1. #PreczZZiemiMej
    Post oczywiście fajny! Ale jak to tak, bez cliffhangera? No wiesz ty co! :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. "Precz z ziemi mej" prawie jak Stachu Jones XD. Dobrze wrwszcie wyjść z bunkra i napisać komentarz.Jak zwykle wyszło świetnie to chyba moja ulubiona seria jaka była kiedykolwiek na tym blogu. PS: DOPRO.

    OdpowiedzUsuń